Któż z nas nie widział zalegających tonami na półkach supermarketów zupek błyskawicznych? Któż z nas miał odwagę do nich się zbliżyć i spojrzeć im prosto w oczy? Któż z nas miał odwagę wyciągnąć po nie dłoń? Któż z nas wszedł z zupkami w bliskie kontakty trzeciego stopnia i wyszedł z tego cało? Któż z nas oprócz mnie?
Swoją przygodę życia rozpocząłem w supermarkecie marki Real, gdzie wybór zupek jest doprawdy ogromny. I tylko tu dostępne zupki brane były pod uwagę, więc nie mogła tu znaleźć się "Smaczna Porcja" (czy coś w tym stylu) z Biedronki. Niestety nie udało mi się też dobrać zupek o tych samych smakach, ale innych producentów, jeśli w ogóle coś takiego jest wykonalne. Ale może to i dobrze, bo mamy dużą różnorodność. Pod uwagę brano tylko pełnokrwiste zupki, pakowane w foliowe, toksyczne torebki a nie w kubeczki czy coś innego. Po okrojeniu granic wyboru do takich wymiarów mogłem z przyspieszonym oddechem rozpocząć łowy.
Prym w produkowaniu zupek, obok rodzimych producentów wiodą firmy z Wietnamu i Węgier. A i tak, nie wiadomo dlaczego wszyscy mówią na to "chińskie zupki". Przyjrzyjmy się najpierw Polskim toksy... to znaczy zupkom. Zmierzyli się tu trzej giganci rynku: Amino, Knorr i Winiary. Nie tylko w tym zestawie, ale w całym teście najbardziej egzotyczną pozycją jest propozycja Knorr'a, na którą pokusiłem się ze względu na orientalną nazwę (zupka bambusowa). Choć także opakowanie jest trochę insze od innych, jakieś takie bardziej schludne i dziwnie kuszące. Standardowo znalazło się na nim duże zdjęcie przedstawiające rzekomą zupkę po przygotowaniu, dla zmyłki podpisane "sposób podania", bo oczywiście z rzeczywistością niewiele to ma wspólnego. Ten chwyt stosuje tu każdy. Na tym skończyły się dobre wrażenia z tej zupki. Tuż po zalaniu makaronu i sproszkowanego dodatku smakowego zupka zaczęła wydzielać dziwny zapach. Podobnie było ze smakiem. Na początku był nawet ciekawy i dość atrakcyjny (nie użyję tu słowa plastykowy, tudzież sysntetyczny, bo uważam to za oczywiste; tyczy się to też pozostałych zupek), ale z trudem dotrwałem do końca plując i charkocząc na wszystkie strony. Nie obeszło się bez przepitki w postaci jakiegoś smacznego soczku. Do tego jest to najdroższa zupka, jaką widziałem!! Kupiłem ją pierwszy i ostatni raz w życiu. A na tym egzotyczne smaki Knorr'a się nie kończą, ale ich odkrycie pozostawię Wam. Zupełnie inną klasę reprezentują pozostałe dwa polskie produkty, o tym samym smaku nazwanym zupką chińską. Tym samym obie zupki niewiele się od siebie różnią, głównie tym że Winiary potrzebuje 4 a Amino 3 minut na bycie gotowym do spożycia, jeśli w ogóle jest to wykonalne w normalnych warunkach przy pełnym władaniu nad sobą. Opakowania standardowe, niewiele brzydsze od Knorr'a. Ale smaki są tu o wiele lepsze. To po prostu da się zjeść!! Cena też nie odstrasza.
A co pokazuje zagraniczna konkurencja? Dużo, szczególnie wietnamski Vifon, który produkuje zupki pod własną marką jak i uboższe modele zwane Mifusi (które w finalnej formie oferują 50ml żarła mniej niż konkurencja). Już same nazwy budują orientalny klimat. Zupki zapakowano w torebki w żółtych, pomarańczowych lub czerwonych odcieniach. Te ostatnie reprezentują wersje pikantne - prawdziwe killery!! Ze względów bezpieczeństwa testowałem wersje łagodne, które i tak są ostre, tylko że trochę mniej. A taki turbo pikanty Vifon chilli? Wyobraźcie sobie erupcje wulkanu w waszej paszczęce Już? I teraz pomyślcie sobie, że Vifon chilli jest dwa razy gorszy. Przemnóżcie to jeszcze przez mnożnik większy od dwóch i bądźcie pewni, że nie jesteście jeszcze bliscy prawdy, chyba że mnożnik był bliski 10. A wracając do tematu: opakowania są raczej skromne. Rekompensują to doznania smakowe. Mifusi trochę mniej jest smaczne od Vifona, ale nie zmienia to faktu że jeśli chodzi o makaron jak i całość produkty te wymiatają konkurencję. Cieniutkie niteczki, wijące się w naszej jamie ustnej szczypanej przez dodatek smakowy zachodzący w reakcje z naszą śliną i tkanką są czymś, czego się nie zapomina. Cena zupek jest odwrotnie proporcjonalna do dostarczanych przez nie wrażeń smakowych. Tak, warto żyć dla takich rzeczy ... Rozczarowaniem są chyba produkty austriackie, choć i tak plasują się powyżej bambusowych pomyjów Knorr'a. Na opakowaniach postawiono na wyeksponowanie nazwy zupki, co nie wyszło produktowi na dobre. Wygląda to marnie i nie zachęca do kupna. Ale i nie odstrasza. Cenowo są to najtańsze produkty i nie należy się spodziewać po nich czegoś specjalnego. Ogólnie są zjadliwe, ale raczej nie będziemy po nie sięgać częściej.
Walka nie była łatwa, bo moja jama ustna nie jest z gumy. Czerwoną kartkę dostaje Knorr. A co wybrać, jeśli będziemy już do tego zmuszeni? Patrząc tylko na smak i cenę a nie na to, co wyprawia taka niewinna zupka z naszym organizmem poleciłbym Vifon'a a dla uboższych Mifusi. Pozostałe propozycje nie są dużo gorsze, ale nie dają nam pełni satysfakcji i nie spawiają, że nasz świat nie jest już taki jak przedtem (patrz: Vifon chilli). Mimo wielu zalet takiego posiłku (i wad, które są do wzglądu w archiwum Archiwum X) nie życzę nikomu, aby był na tyle głodny i zdesperowany, aby musiał sięgać do półki, którą omijają ekolodzy i przy której pracują toksykolodzy i przy której ja znalazłem się całkiem przypadkowo (Yeah, a G.E.C.K., right?).
Na sam koniec zaś fascynujące tabele ze wszystkimi danymi na temat testowanych zupek:
PS. "Chińskie zupki" są sprawdzonym i powszechnie stosowanym lekarstwem na poranną niedyspozycję jamy ustnej spowodowaną nadmiernym spożyciem poprzedniego dnia napojów wiadomego pochodzenia.
PS2. Nie wiedzieć czemu, ale wszyscy lekarze mówią zupkom błyskawicznym stanowcze NIE.
PS3. Zupki błyskawiczne, albo zdrowie - wybór należy do Ciebie!!
PS4. No jasne, że zupki ...
PS5. Oceny są może trochę zawyżone, ale to z sentymentu ...
[tekst ukazał się w 5 numerze kącika Food Corner w 39 numerze magu Action Mag]